Caminito del Rey – Ścieżka Króla, czyli Garganta el Chorro

Co można robić w Andaluzji ? A może Caminito del Rey ?

Jesteś na Costa del Sol? Jesteś w Andaluzji ? Wylegujesz się na plaży ? A może zupełnie zmienić sobie krajobraz i zajęcie. A może pójść w góry. Takie małe, ale jednak efektowne.

Majówkę 2017 spędzaliśmy w Andaluzji zwiedzając kolejno najbardziej znane miejsca: Rondę, Grandę, Nerja, małe miejscowości tzw. pueblos blancos oraz Gibraltar.

W odległości niecałych 50 km od wybrzeża Costa del Sol znajduje się niesamowite miejsce: Wąwóz el Chorro jest kanionem wyrzeźbionym przez rzekę Guadalhorce . Wąwóz ma w pewnych punktach tylko 10 metrów szerokości i 700 metrów głębokości. Wąwóz byłby niedostępny dla zwiedzających, ze względu na pionowe ściany. Ale budowniczy zapór i elektrowni na tej rzece musieli jakoś transportować materiały. Zatem zrobili sobie ścieżkę tak mniej więcej w połowie pionowej ściany. Ścieżka z czasem się wykruszała, odpadały jej fragmenty i w końcu stała się ekstremalnie niebezpieczna. Zdecydowano się na budowę nowej ścieżki (ok metr nad starą, zniszczoną ścieżką). I tak powstał otwarty dla turystów 28 marca 2015 nowy szlak przez wąwóz el Chorro. Ścieżka ma nazwę Caminito del Rey. Nazwa ścieżka króla pochodzi od podań, że ścieżką nad przepaściami przeszedł osobiście król Alfonso XIII.

Dojazd do el Chorro

Wąwóz, jak to wąwóz – ma wejście i wyjście. Wejście znajduje się w miejscowości Ardales (choć ciężko mówić o miejscowości, bo wejście to po prostu początek szlagu w górach, przy którym zbudowano 2 restauracje przy drodze). Wyjście znajduje się w miejscowości el Chorro (tutaj też nie jest w samej miejscowości, ale w górach koło niej).

Dojazd jest możliwy na dwa sposoby – do Ardales i do el Chorro. Oczywiście obie te miejscowości ciężko naleźć w nawigacji samochodowej. W zasadzie bez znaczenia do której z miejscowości dojedziecie. Zarówno przy wejściu, jak i przy wyjściu są parkingi, a między wejściem i wyjściem kursuje autobus (równo co pół godziny o pełnej godzinie i w połowie godziny). Zatem kwestia, czy zostawiacie samochód przy wyjściu i jedziecie do wejścia, czy zostawiacie przy wejściu a potem wracacie autobusem. My wybraliśmy wariant zostawienia samochodu przy wyjściu, co ma zalety takie, że po wyjściu z wąwozu wsiedliśmy do samochodu od razu. Ale wada była taka, że wejścia do wąwozu są limitowane i trzeba mieć bilet na konkretną godzinę. Zatem przybywając na koniec trasy trzeba mieć odpowiedni zapas czasu, żeby dotrzeć do wejścia. Godzina to jest na styk (od momentu wyjazdu autobusu z el Chorro).

Wejście do wąwozu El Chorro

Wejście do wąwozu znajduje się w Ardales. My dojechaliśmy tam autobusem (wahadłowy między wyjściem a wejściem, cena biletu 1,5 euro od osoby, można kupić przy zamawianiu biletów przez internet). Są tam przy przystanku dwie restauracje. Ponieważ mieliśmy jeszcze pół godziny, rozsiedliśmy się na zupę. Coś mnie tknęło i zapytaliśmy kelnera, gdzie jest wejście do wąwozu. Od grzecznie odpowiedział, że wejście jest ok 3 km dalej i idzie się tam ścieżką leśną i trwa to co najmniej pół godziny). To była zatem nasza najszybciej zjedzona zupa na świecie :-). Koło restauracji idzie się ścieżką leśną do wejścia do wąwozu. Faktycznie – trwa to pół godziny idąc szybkim krokiem. Dopiero tam znajduje się budka, gdzie wydają kaski (i takie śmieszne jednorazowe skarpetki na głowę pod kask – higiena przede wszystkim).

Zakup biletów do wąwozu El Chorro

Bilety koniecznie trzeba kupić wcześniej – na oficjalnej stronie: http://www.caminitodelrey.info/en/ Bilet kosztuje 10 euro od osoby i ew. można od razu dokupić bilet na wahadłowy autobus między wejściem a wyjściem (1,5 euro). Wejście jest na godzinę i trzeba być przy wejściu do wąwozu – przypominam: 3km od przystanku w Ardales.

Czas zwiedzania i zasady

Przy wejściu zbierają się ludzie i wpuszczani są w grupach ok 50 osobowych, co konkretnej godzinie, na którą trzeba mieć bilet kupiony przez internet. Podobno można wejść też jak się nie ma biletu, a ktoś nie przyjdzie na swoją godzinę, ale takich osób nie stwierdziliśmy. Wszyscy mieli bilety. Co prawda z powodu zjedzonej wcześniej zupy, byliśmy spóźnieni i już baliśmy się, że odprawią nas z kwitkiem, bo godzina naszego wejścia do wąwozu minęła, ale na szczęści pani spojrzała, machnęła ręką i kazała nam stać w kolejce do wydania kasków.

Przy okazji – kolejka PRZED wejściem to jedyne miejsce, gdzie są ubikacje. Warto o tym pamietać. W wąwozie ich nie ma. A na pomoście nad przepaścią, wśród ludzi może być ciężko.

Wąwóz ma 7,7 km, między bramkami (wejściem i wyjściem jest to 2,9 km), a 4,8 km. to drogi dojściowe od ulicy do wejścia (ok 3km) i do parkingu przy wyjściu. Sam wąwóz (2,9km) składa się z 1,5km km półek zawieszonych nad przepaścią oraz 1,4km ścieżki po środku wąwozu.

Wąwóz zwiedza się samodzielnie – tj. wchodzi się grupą i potem każdy idzie sam, można się zatrzymywać itd – nie ma limitu czasu. Co kawałek są kamery, są też co pewien czas osoby pilnujące porządku i pomagające w razie wypadku. To osoby zwracają też uwagi nieodpowiednio zachowującym się.

Jedną z zasad, na którą zwracają osoby pilnujące jest fakt, że nie wolno używać kijków do selfie. Również mój kijek do kamery GoPro był kilka razy upominany, że należy go zwinąć, bo „takie są zasady”. To trochę dziwne i niemiłe, ale może dużo ludzi gubiło telefony  kijków selfie 🙂

Zwiedzanie, tj przejście wąwozu od wejścia do wyjścia trwa ok 2,5 godziny (przynajmniej nam to tyle zajęło, ale szliśmy raczej wolnym krokiem, zatrzymując się na robienie zdjęć i podziwienie przepaści). Sama trasa jest zupełnie bezpieczna – idzie się szeroką ścieżką zawieszoną nad przepaścią – z barierkami, równą. Jedyny potencjalny kłopot to fakt, że ścieżka jest zbudowana z deseczek. Między nimi są wąskie szpary, między którymi jest … dziura. Ale tak naprawdę, to ścieżka jest na tyle równa i szeroka, że można by jechać po niech wózkiem z dzieckiem (no… możne z wyjątkiem kilku miejsc, gdzie są schody)

Sam wąwóz ma jakby dwie części „pionowe” po których idzie się kładkami, w połowie jest rozległa dolina, po której idzie się po ścieżce, a potem znowu są pionowe skały i półki zawieszone nad przepaściami. Te drugie półki są większe. A na końcu jest wiszący na linach most w poprzek wąwozu. Most jest z kratek metalowych, przez które widać to co jest pod nim. Most buja zawsze – jest tam mega przeciąg, zatem mostem buja cały czas. Widzieliśmy, jak panowie z obsługi przeprowadzali kilka osób przez ten most, zasłaniając im oczy – jak ktoś ma lęk wysokości, to nie dla niego.

Ciekawe miejsca na trasie to m.in. mały występek ze szklaną podłogą prawie przed samym wiszącym mostem – pod koniec wyprawy. Niestety, szkoło jest raczej matowe, ale jednak coś pod nim widać 🙂

Generalnie – jak dla mnie jest to miejsce, gdzie być trzeba. Takiego miejsca nie ma nigdzie indziej. Warto.