Pojechałem na ryby na Suwalszczyznę. Czyli jednodniowe zwiedzanie Wilna i Troków.

Raz do roku staram się pojechać do najpiękniejszego dla mnie zakątka Polski, czyli na Suwalszczyznę. Rejon jezior ale nie tak hałaśliwy jak na Mazurach, ale cichy i spokojny, gdzie życie toczy się wolnym rytmem, jest cisza, lasy i niewielu turystów. Bo do Suwałk jest przecież 300 kilometrów, to komu by się chciało taki kawal jechać. O Suwalszczyźnie będzie innym razem.
Mieszkając na Suwalszczyźnie w rejonie Jeleniewa, Rutki Tartak lub Wiżajn, znajdujemy się bardzo blisko granicy litewskiej. No właśnie – a może wykorzystać sytuację, przerwać na jeden dzień wędkowanie i coś zwiedzić ? Coś innego. Zaskakującego.

Okazuje się, że z Rutki Tartak dzieli nas tylko 188 kilometrów od … Wilna. Wspaniała okazja. Do Wilna pewnie się nie wybierzemy specjalnie, a w końcu 188 kilometrów to 2 godziny jazdy. Zatem można jechać, zwiedzić i wrócić.

Oczywiście, w Suwałkach w każdym biurze podróży są wycieczki autokarowe do Wilna, ale ja lubię zwiedzać sam – wchodzę wtedy gdzie mi się podoba, oglądam co chcę i poświęcam na to tyle czasu ile mam ochotę. Zatem interesuje mnie tylko wyjazd samodzielny.

Jak Wilno, to może też … Troki (czyli dość duży zamek, porównywalny do Malborka, choć jak dalej opowiem, jest zupełnie inny).

Zatem ruszamy do Wilna i do Troków na jednodniową wycieczkę.

Przewodnik po Wilnie – książka

Przy samodzielnym zwiedzaniu zawsze należy być przygotowanym od strony merytorycznej. Zatem standardowo kupuję zwykle dwa przewodniki, z różnych wydawnictw, różnych autorów. Jeden przeglądam dokładnie, a w drugim wyszukuję różnice, zarówno miejsc, jak i opisów.
W dzisiejszych czasach mniej ważna jest mapa drukowana, z którą jeździłem po Wilnie jeszcze parę lat temu. Aktualnie warto tylko wykupić pakiet internetu – jest tani, bo Litwa, jako kraj unijny jest zobowiązana do obniżania stawek roamingowych. Ale zawsze pakiet internetu warto mieć, żeby bezstresowo korzystać z nawigacji, lub z google maps.

Przewodnik po Wilnie – człowiek

Alternatywą, którą ja osobiście przetestowałem wcześniej w Rzymie jest … przewodnik. Taki żywy człowiek. Moje doświadczenie mówi, że Polacy są wszędzie. Jak wrzucicie w wyszukiwarkę hasło „przewodnik Wilno”, czy „przewodnik Rzym”, czy … jakiekolwiek inne miasto, gdzie chcecie jechać – na pewno znajdziecie ofertę indywidualnych przewodników, którzy zaproponują wam trasę, spacer, jedno lub wielodniowego zwiedzania danego miasta. To ludzie, którzy są Polakami, ale mieszkają w konkretnym mieście zwykle od dawna, mówią lokalnym językiem i często są wykształceni w zakresie np. historii sztuki, a przede wszystkim mają lokalne uprawnienia przewodnickie. Nie zapomnę, gdy w Rzymie wchodziliśmy z takim przewodnikiem do Muzeum Watykańskiego bez kolejki (a kolejka była na kilkaset metrów), a my wchodziliśmy w 3 osoby jako … wycieczka z przewodnikiem.

Zatem można wynająć przewodnika – tym razem też taka była mój pomysł. Podczas tej wizyty w Wilnie nie szukałem jednak w ciemno, ale miałem poleconą osobę, urodzoną i mieszkającą na stałe Wilnie Polkę P. Grażynę Hajdukiewicz. (Jakby ktoś potrzebował przewodnika, to polecam Panią Grażynę: tel. kom. +370 688 95 909). Umówiliśmy się w Trokach, bo od zamku w Trokach zaczęliśmy zwiedzanie.

Czy warto mieć przewodnika? Bardzo warto. Jak tylko Was stać. Bo przewodnicy nie są tani – w końcu jednak poświęcają cały dzień na chodzenie z „wycieczką”. Jak wycieczka jest 50 osobowa, to koszt się rozkłada na wiele osób, ale jak wycieczka jest np. 3 osobowa, to koszt jest już znaczący. Często przewodnicy pobierają opłaty zależnie od liczby godzin jakie spędzają z turystą. Mam nadzieję, że nie zdradzę tajemnic zawodowych, ale dzień spędzony na zwiedzaniu Troków i Wilna (razem ok 7 godzin) kosztował nas 90 euro.

Warto mieć przewodnika. Dlaczego ? Bo opowie to samo co jest napisane w przewodniku, ale wie które miejsce jest które, a czasem otwierając przewodnik nie wiemy, gdzie dany budynek się znajduje (jak ich jest kilkadziesiąt to na pewno połowę przegapimy). Ale najważniejsze jest to, że to osoby, które opowiedzą o rzeczach, których w przewodniku nie ma. Albo opowiedzą też o takich sprawach, które wynikają z bieżącej polityki danego kraju – w końcu go znają, bo w nim mieszkają.

My np. byliśmy w małym kościółku w którym jest oryginał obrazu „Jezu, ufam tobie”, namalowanym wg wytycznych siostry Fausytyny. Każdy z Polaków przecież się spotkał z tym charakterystycznym obrazem. Ale Polska wersja jest namalowana na wzór wersji litewskiej (bo na Litwie powstał pierwszy obraz). Wiedzieliście ? Ja nie. I właśnie się dowiedziałem. Dlatego warto.

Troki – zamek jak Malbork, ale nie jak Malbork

Zawsze słyszałem, że Troki to jaki zamek „jak w Malborku”. Malbork wszyscy kojarzymy, zatem Troki to pewnie inny zamek krzyżacki. Krzyżacki ? I właśnie się okazało, że absolutnie nie! To Krzyżacy próbowali najechać na Troki. Ale zamek absolutnie krzyżacki nie był. Zamek był litewski, zbudował go Książę Witold, który był kuzynem (ich ojcowie byli braćmi) króla Władysława Jagiełły. Ich dziadkiem był władca Litwy Giedymin (którego wielki posąg stoi przed katedrą w Wilnie).

Troki są podobne do Malborka, bo … też są z cegły i są zbudowane w takim samym stylu. W zasadzie na tym podobieństwa się kończą. Zamek w Trokach jest dużo mniejszy, choć nie jest mały. Niestety zamek został w dużej mierze zniszczony i w latach 50-tych odbudowany, zatem wspaniałe wieże są „prawie nowe”. Trochę poczułem się rozczarowany. Na szczęście widać do którego miejsca są stare mury, a od którego są odbudowane. Widać to na większości wież i innych budynków. W pomieszczeniach zarówno na podzamczu jak i zamku górnym pomieszczenia są zagospodarowane w formie gablot z eksponatami. Warto je zobaczyć – całość jest bardzo ciekawa i na pewno warta obejrzenia. Na obejrzenia całego zamku wraz z posłuchaniem w kilku miejscach naszego osobistego przewodnika potrzeba ok 1-,1,5 godziny.

Troki – czyli Karaimowie i kibiny

Książę Witold sprowadził do Troków, za swojego panowania lud z rejonów półwyspu Krymskiego – Karaimów. Co ciekawe, nie są oni muzułmanami, a kimś w rodzaju odłamu judaizmu – wierzą jedynie w Stary Testament. Ich potomkowie żyją do dzisiaj. Wytworem Karaimów są charakterystyczne chaty, które znajdują się przy głównej ulicy w Trokach, prowadzącej do zamku.

Karaimowie przywieźli na Litwę własne dania. Nazywają się kibiny i przypominają dość duże pierogi, wykonane jakby z ciasta francuskiego (na talerzu mieszczą się dwa, zatem są dużo większe od naszych pierogów) i wypełnione są nadzieniem: od słodkiego sera przez ser ze szpinakiem po kapustę oraz mięso baranie. Szczególnie to ostatnie jest bardzo charakterystyczne dla tego regionu.
Warto spobować – w zasadzie kibiny są w każdej restauracji czy barze – cena od 1,2 do 1,6 euro za jednego pieroga. Uwaga: kupując dwie sztuki w zasadzie można się najeść. Dwa tygodnie po wyjeździe upewniałem się u mojego kilkunastoletniego syna, czy on jadł kibiny z serem na słodko. Jego odpowiedź mówiła wszystko: „Tak na słodko – były pyszne”